Prowler
|
|
Dołączył: 05 Gru 2012
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Krótki opis każdego utworu ode mnie
If Eternity Should Fail
Od początku w ogóle mnie ten utwór nie przekonywał. Mam wrażenie, że pozytywne oceny biorą się z tego, że jest wyraźnie inny niż wcześniejsze otwieracze Iron Maiden i dość długi. Gdyby skrócić liczbę powtórzeń zaskakująco słabego refrenu i usunąć intro/outro trwałby 4-5 minut. Bardzo nie podoba mi się refren, a także zabieg ze schowaniem solówek pod wokal Bruce'a. Ogólnie na minus.
Speed of Light
Od krótkich, szybkich kawałków Iron Maiden nie ma już specjalnie czego wymagać. Widać wyraźnie, że zespół nie przywiązuje do takich utworów zbytniej wagi i są wypełniaczami płyt. Speed of Light jednak to dość fajny utwór, o wiele lepszy niż słabiutkie Different World czy El Dorado. Tutaj zabieg z hard-rockowymi melodiami się udał. Nic wybitnego, ale niezły utwór.
Great Unknown
To jest bardzo dobry utwór! Odpowiednio rozbudowany ale też nie za długi, wszystko jest bardzo dobrze wyważone. Od początku mi przypadł do gustu. Podoba mi się intro co się rzadko zdarza na nowych płytach Iron Maiden, ciekawe są zwrotki i co cieszy najbardziej solówki. Zwłaszcza Adrian Smith wykonał świetną robotę grając z taką werwą jak w najlepszych czasach.
Jeśli Ironi mają jeszcze wydawać płyty to głównie takie utwory będą się bronić.
The Red and the Black
Mam ogromny problem z oceną tego utworu. To zresztą cecha większości długich utworów z ostatnich płyt, na każdy jeden dobry element przypada gorszy albo niepotrzebny. Nie wierzyłem, że Ironi będą mieli pomysł na tak długi utwór i moje obawy się sprawdziły. Jest sporo bardzo fajnych instrumentalnych zagrywek gitarowych, ale po jakimś czasie jest nimi przesyt. Pierwsze minuty utworu to trochę parodia Rime of the Ancient Mariner, Bruce sobie zupełnie nie radzi z górkami i źle się tego słucha. Solówki gitarowe też jakieś dziwne, jakby nagrane podczas jamowania, ani trochę nie nadają się do utworu epickiego. Można nawet powiedzieć, że Red and the Black mimo długości epikiem nie jest, jest zbyt luźny, gdzie mu pod tym względem do The Nomad, Sign of the Cross czy Dance of Death.
When the River Runs Deep
Najlepszy krótki utwór na albumie, poza dość nieciekawym refrenem wszystko mi się w nim podoba. Momentami czuć zadzior, którego w Iron Maiden dawno nie było, klasyczne harmonie gitarowe przywołują na myśl najlepsze czasy Iron Maiden. Ciężko coś więcej napisać, krótko mówiąc dobra robota.
The Book of Souls
Zdecydowanie najlepszy utwór na albumie. Z ostatnich trzech płyt chyba najlepsza kompozycja, Janick powrócił do formy kompozycyjnej z Dance of Death, choć już na Final Frontier jego Talisman biję zamykającą kompozycje Steve'a Harrisa na głowę. Bruce śpiewa nastrojowo i przez większość utworu nie sili się na górki, które już mu nie wychodzą. Przedrefren ma wielką dawkę klimatu i nie da się tego nie docenić. Na deser jeszcze moment z wejściem gitar po zwolnieniu i piękne solo Dave'a. Do ideału brakuje usunięcie intra i outra i byłoby wtedy tak jak na The Nomad czy Powerslave..od razu wchodzimy z riffem bez przynudzania.
Death or Glory
Rozczarowanie i to spore. Niedbałe wejście gitar w niczym nie przypomina stylu Iron Maiden, zwrotki nawet ok ale refren już słabiutki. Wesołkowaty charakter utworu nie pasuje ani trochę do tekstu o I Wojnie Światowej . Śmiano się, że Tailgunner to Aces High dla ubogich, ale tam heavy-metalowej zadziorności było dużo więcej.
Shadows of the Valley
Utwór ma trochę plusów, przede wszystkim w zwrotkach jest bardzo dobrze zaśpiewany, a wymiana solówek może się podobać komuś kogo nudzi progresywny styl z ostatnich płyt. Niestety, tak duża ilość autoplagiatów przynajmiej mnie zniechęca. Intro skopiowane z Wasted Years, riff początkowy bardzo podobny do Fallen Angel i jeszcze refren przypomina Reincarnation of Benjamin Breeg. W starych, dobrych latach 80 czy nawet 90 taki utwór trwałby 3-4 minuty i dużo lepiej by się go słuchało. Trwając ponad 7 minut trochę nudzi ale to jest cecha Iron Maiden XXI wieku.
Tears of the Clown
Utwór bardzo pod solowego Dickinsona i ogólnie Dickinsona trzeba w tym utworze pochwalić. Śpiewa czysto i właśnie stylu swoich płyt solowych. Obiektywnie porządny utwór ale mi taki lekko rockowy, trochę amerykański styl w Iron Maiden nie podchodzi. Refren jest zwłaszcza bardzo pod stacje radiowe. Ciężko mi sobie wyobrazić ten utwór na koncercie między The Trooper a Number of the Beast. Nie moje granie więc specjalnie go nie będe krytykował.
Man of Sorrows
Dla odmiany utwór mi się nawet podoba. Z tego co zauważyłem na *inne forum o Iron Maiden* miał chyba najsłabsze recenzje więc podobnie jak w If Eternity Should Fail mam inne zdanie niż większość. Jak to w utworach podpisanych przez Dave'a jest piękne, kunsztowne intro i fajne rozwinięcie tematu. Pochwalić trzeba gitarzystów za bardzo dobre solówki. Gorzej jest jeśli chodzi o melodie i zwłaszcza refren mógłby być lepszy. Do ideału trochę brakuje ale bardziej mi się podoba niż z 5-6 kompozycji na albumie.
Empire of Clouds
Utwór trwający prawie połowę tego co trwał album The Number of the Beast więc powinienem mu poświęcić najwięcej ale tego nie zrobię. Ciężko się recenzuje utwór w którym nic do siebie nie pasuje. Gdyby utwór był 6-7 minutową balladą byłoby znacznie lepiej. Ten balladowy fragment jest bardzo udany i przejmujący i świetnie oddaje klimat tekstu. Następne 5-6 minut to odgrywanie jednego motywu, a fragmenty ostrzejsze sprawiają, że nie pamięta się spokojnego początku. Iron Maiden nie umie tworzyć utworów czysto progresywnych. Warto porównać Empire of Clouds do Baker St. Muse Jethro Tull, też 18 minutowej kompozycji, ale jak tam wszystko składa się w jedną całość i płynie. W przypadku utworu Iron Maiden wszystko się wlecze.
Podsumowując kolejna płyta Iron Maiden, która idzie w progresywnym kierunku, najważniejsze jest by utwory były długie, nie ważne czy jest na nie pomysł czy nie. Sporo niedopracowania co jest w dużej mierze winą Shirleya. Zespół w studio dobrze się bawi bo nie ma kogoś takiego jak nieoceniony Martin Birch. Mnóstwo autoplagiatów też lekko zniechęca.
Gdyby muzycy mieli takie podejście do grania w latach 80 to Hallowed Be the Name, Powerslave czy Phantom of the Opera też trwałyby pewnie z 10-12 minut albo jeszcze dłużej. Przecież poza Marinerem i Seventh Sonem epiki Iron Maiden nie przekraczały 8 minut. Dziś 8 minut to jak na Iron Maiden średni kawałek. To już się pewnie w Iron Maiden nie zmieni dlatego na kolejny album nie czekam. Styl heavy-metalowy ze starych płyt już nigdy i tak nie wróci.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Iron Piotras dnia Pią 23:40, 04 Gru 2015, w całości zmieniany 4 razy
|
|